Czy pies zasługuje na sprawiedliwość w sądzie…
Na wstępie zaznaczam, że nie będzie to codzienny wpis na moim blogu. Będzie to wpis odnoszący się do obszaru, w którym nie pracuje zbyt wiele z uwagi na moją „głowę” — a to z zakresu ochrony praw zwierząt!
Już tutaj was przepraszam — wpis ten będzie bardziej wyrazem mojego oburzenia, sprzeciwu a w końcu bezsilności — nie będzie on szczególnie merytoryczny.
Ale do sedna.
Czy w Polsce można bezkarnie potrącić psa hulajnogą elektryczną i śmiać się w sądzie?
To teraz czas na zarys historii prawdziwej ze wszystkimi szczegółami. Gdyby nie fakt, że noszę togę i obowiązują mnie zasady wykonywania mojego zawodu, najchętniej napisałabym wam pełne dane osoby będącej bohaterem, a raczej „katem” tej historii, ale nie mogę — dlatego na potrzeby będzie to Pan Y.
To zaczynamy.
Jest godzina 13 pewnego listopadowego dnia — a żeby dodać pikanterii, jest to 1 listopada, czyli święto (a jak to w święto większość zakładów leczniczych dla zwierząt jest zamknięta).
Pan M. wychodzi ze swoim 3 kg pieskiem na spacer na osiedle (piesek niech będzie miał imię Kacper).
Kacper, będąc 3 kg maleństwem, idzie sobie na szelkach i smyczy koło opiekuna. Ten przystaje na rozmowę z sąsiadem. Kacper stoi i podziwia świat.
Nagle słychać huk i Pan M. widzi tylko, jak jego ukochany Kacperek odlatuje na kilka metrów i leży na chodniku. Pan M. nadal dzierży w ręku smycz a na jej końcu szelki psa.
Pan M. w szoku ogląda się i widzi również młodzieńca (około 15-latka) leżącego obok hulajnogi elektrycznej (takiej, którą można wypożyczyć od miasta).
Pan M. podbiega do leżącego Kacpra — pies z drgawkami leży na trawniku.
W tym samym czasie rozmówca Pana M. dzwoni na policję. Pan M. zabiera psa do domu, a następnie udaje się z nim do jedynego w okolicy otwartego zakładu leczniczego dla zwierząt. (Pan M. w tej chwili jeszcze nie wie, że resztę dnia spędzi na wyjeździe 350 km dalej, aby ratować psa — w innym zakładzie leczniczym otwartym w święto).
Przyjeżdża policja, przychodzi na miejsce ojciec małoletniego Y. Dochodzi do spisania protokołu.
I tutaj zaczyna się moja bajka — czyli dalsze kroki prawne.
Uchylę wam rąbka tajemnicy — znam się prywatnie z Panem M. i jego rodziną. Także o zdarzeniu wiem w ten sam dzień. Jednak czekamy, jaki będzie stan zdrowia Kacpra.
Teraz jeśli wstrzymaliście oddech — dobra wiadomość Kacper żyje i ma się świetnie — jednak teraz zaczyna się jego przygoda z wymiarem sprawiedliwości! A właściwie przygoda wszystkich nas.
Epizod I — postępowanie na policji
Generalnie interwencja przez policję została przyjęta — małoletni jechał bez nadzoru opiekuna prawnego hulajnogą bez karty rowerowej (bez uprawnień) po chodniku.
Doszło do wypadku, w którym ucierpiał mały piesek (określenie piesek jest tutaj bardzo ważne — Kacper tym samym już od samego początku jest trywializowany — wszak jest tylko pieskiem!).
Dodać należy, że opiekunowie prawni ani sprawca Y — nie interesują się losem Kacpra. Pomimo tego, że mają namiary telefoniczne na Pana M., od zdarzenia ani razu nie dzwonią, ani nie pytają. Wyprzedzając, kontakt będzie dopiero za pośrednictwem mojej Kancelarii.
Policja nawet nie przesłuchuje wskazanych przez nas świadków. Słucha jedynie sprawcę Y, Pana M. oraz ojca Y.
Pomimo że wysyłam informacje o świadkach zdarzenia, nie są oni przesłuchani.
Czas mija i mija. Oczywiście sprawa bagatelizowana — ej w końcu chodzi tylko o małego pieska, co ty się tak adwokatko upominasz — mniej więcej taki jest wydźwięk.
Ostatecznie policja kieruje sprawę do Sądu — do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich.
>>> Sprawdź, czy można wybić szybę w czyimś aucie, aby ratować psa w upał?
Czy pies zasługuje na sprawiedliwość w sądzie — epizod II — Kacper przed sądem
No i mamy to! Skierowane akta do sądu! I teraz pierwszy kłopot — Sąd wstępnie nie widzi żadnego pokrzywdzonego w sprawie! Nawet nie dostrzega tego — już nie mówię, broń boże, w Kacperku — wtedy nie żylibyśmy w Polsce — a w osobie Pana M.
Więc czeka mnie pierwsza batalia — walka, że przysługuje nam status pokrzywdzonego, a co dalej idzie, mamy możliwości czytania akt, a następnie złożenia oświadczenia o wstąpieniu jako oskarżyciel posiłkowy.
Okej — po dwóch pismach przekonuje sąd, że Pan M. jako właściciel Kacpra ma status pokrzywdzonego.
Ufff… Kamień z serca nie?
Dzięki temu mam możliwość czytania akt i zdobycia adresu do Y. Po zdobyciu adresu piszemy pismo z wezwaniem do zapłaty kwoty leczenia — łącznie około 4 000 zł.
Pomiędzy opiekunami prawnymi Y oraz Panem M. dochodzi do zawarcia ugody — czyli do zapłaty tejże kwoty.
Zobowiązana jestem do poinformowania o tym zdarzeniu sąd.
No i teraz przechodzimy do kwintesencji wpisu — przychodzi dzień rozprawy.
Epizod III — rozprawa
I przychodzi wyczekiwany moment rozprawy.
Przychodzę na salę rozpraw, licząc, że sąd — wszak przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości w Polsce — wykona swoją funkcję, a to zgodnie z przepisami o osobach małoletnich będzie działał na osobnika wychowawczo.
Jednak jak ja się myliłam!
Wiecie, lubię bajki i to nawet bardzo (mam kilka ulubionych klasyków), ale nie spodziewałam się, że to ja żyję w jakiejś bajce, że wymiar sprawiedliwości ma wychowywać, odstraszać i inne funkcje, których się uczyłam na studiach.
Ja dziś zderzyłam się ze ścianą.
Pierwsze pytanie sądu, jakie było do mnie skierowane to: czego my (w domyśle ja i Pan M. ) oczekujemy, skoro szkoda (koszty leczenia) została już naprawiona?
Mhm… no jakby oczekuje do wymiaru sprawiedliwości, że będzie edukował, że pies to istota żyjąca, czująca i nie wolno jej trywializować ani olewać jej spraw.
Teraz staje przed sądem nasz Y.
Nasz Y jest butnym pokoleniem urodzonym po 2000 roku — on nie widzi problemu — uwaga to przecież pies był w nieodpowiednim miejscu, a on to w ogóle jest ofiarą, bo jak potrącił Kacpra, to się przewrócił i jeszcze świadkowie oraz Pan M. na niego nakrzyczeli.
No ludzie… Jak można krzyczeć na małolata jadącego hulajnogą elektryczną o masie około 30 kg środkiem chodnika na osiedlu?!
Niedopuszczalne.
Więc nasz młody Y nie widzi potrzeby przeproszenia, nie pyta o Kacpra, określa go mianem pies.
Zero skruchy, zero zainteresowania — było minęło, rodzice zapłacili po sprawie.
Problem jest jednak w tym, że sąd mu wtóruje w tym zachowaniu.
Wskazuje, że nie dziwi się, że skoro został znieważony, to nie ma zamiaru przepraszać Pana M. i Kacpra.
Sąd nie uwrażliwia tego naszego Y (który może być przedstawicielem całego młodego pokolenia) na empatie do zwierząt — sąd również mówi o Kacprze per piesek lub mały piesek.
W trakcie rozprawy podnoszą, że „Wysoki Sądzie celem naszego spotkania jest edukacja, w szczególności ta związana z traktowaniem zwierząt w społeczeństwie, uczenie empatii, zainteresowania. Zrozumienia, że potrącenie psa to nie jest błahostka — on czuje, boi się i cierpi. (i tutaj, patrząc na sąd, mówię): Wysoki Sądzie z całym szacunkiem, ale właśnie przez takie rozstrzygnięcia i brak edukacji potem dzieciaki wieszają psy na drzewach — bo my jako dorośli ich nie uczymy poszanowania życia psa”.
No tutaj jakieś zainteresowanie sądu miałam — i na skutek tego postanowił nawet przesłuchać Pana M.
I ponownie pada to określenie, ale przecież już pokryto szkodę za leczenie pieska.
Słuchajcie, po tej sprawie w głowie odbija mi się do teraz (a jest dobrze po północy, jak pisze ten wpis): naprawiona szkoda, zapłacone 4 kafle, to co wy wariaci jeszcze oczekujecie!
A wiecie, czego ja oczekiwałam po tym postępowaniu?
Nauczenia Y, że nie wszystko załatwiają pieniądze, że pieniądze nie pokryją każdej szkody — że ucierpiał Kacper — żyjąca istota, cierpiąca.
Mnie boli najbardziej, że sąd nie oddał należytego poszanowania Kacprowi — na każdym kroku bagatelizował sprawę, a mnie traktował jak nadgorliwą mecenaskę, której chyba się w życiu nudzi.
Wiecie, z jakim morałem młody Y wychodził z sali w doskonały nastroju i uśmiechu na twarzy? Że pieniądze w życiu wszystko załatwią, a pies vel „piesek” to tylko szkoda, którą można naprawić pieniędzmi.
>>> Widzisz psa w aucie w upał? Reaguj — krótki poradnik prawny autorstwa PsichSucharków i Psiegoparagrafu
Czy pies zasługuje na sprawiedliwość w sądzie — epizod 4 — zakończenie
Każda historia musi mieć jakieś zakończenie.
Ta ma słodko gorzkie — wiecie, że Kacper żyje i ma się dobrze.
Czy uzyskał sprawiedliwość? Nie — nawet nikt go nie przeprosił. Nikt nie pochylił się nad jego cierpieniem.
Ja jako adwokat — będę składała wniosek o uzasadnienie postanowienia i składała apelację do Sądu Okręgowego — dla zasady — bo tam liczę, że sąd będzie umieć wyjaśnić młodemu Y, że zwierzęta w tym kraju też mają prawa i należy je szanować.
Ja jako człowiek — przyszłam do samochodu po rozprawie i się popłakałam, tracąc wiarę w to co robię — czyli w część edukacyjną skoro nawet nie ma wsparcia od sądu co do ochrony praw zwierząt.
Ja jako adwokat jestem wściekła, oburzona, zniesmaczona lekkim podejściem do zdarzenia, w którym ucierpiało zwierzę. W podejściu — szkoda naprawiona, czego oczekujecie.
A my oczekiwaliśmy prostego przekazu — dziecko, zwierzę to istota żywa i należy mu się szacunek.
Nie ma nic śmiesznego w potrąceniu psa, a ty nawet o niego nie zapytałeś.
Nie pomogłeś Panu M. po zdarzeniu, mimo że sam nie miałeś żadnych obrażeń.
Nie spodziewałam się od sądu takie spłycenia tej sprawy i jej marginalizowania.
Czy z nami wszystko ok?
To pytanie postawiłam sobie w samochodzie — czy ja już jestem tak zwichrowana w kynologii, że nie rozumiem zachowań innych ludzi?
Uważam, że nie!
Uważam, że to społeczeństwo ma problem z poszanowaniem zwierząt, a nie my — ludzie, którzy żyją w świecie zwierzęcym.
Czy się zatraciłam w kynologii, felinologii i problemach zwierzęcych od strony prawnej? Myślę, że tak — jednak to zatracenie jest potrzebne, bo społeczeństwo trzeba uczyć, edukować i uwrażliwiać. I wiem, że trzeba to robić na większą skalę i lepszymi środkami, aby do nich trafiało.
To byłoby na tyle — uprzedzałam Was, że będzie to inny wpis niż wszystkie.
Agnieszka Łyp-Chmielewska
adwokat
Zdjęcia: Kamil Kalkan, Gemma Regalado
***
Poznajcie VetApp – nową aplikację dla opiekunów psów, której jestem prawnym wsparciem i ambasadorem
Jeśli jesteście czytelnikami bloga i śledzicie moje media społecznościowe wiecie doskonale, że od dłuższego czasu współpracuje nad dwom dużymi projektami dla branży „zwierzęcej”. I po dłuższym czasie przyszedł czas na zaprezentowanie jednego z nich 🙂
Jak zadbać o zwierzaka z pomocą jednej aplikacji? Poznajcie VetApp [Czytaj dalej…]